Tytuł: I am not Starfire
Scenariusz: Mariko Tamaki
Rysunki: Yoshi Yoshitani
Data wydania: 27.07.2021 (USA)
Liczba stron: 166 + kilkustronicowa zapowiedź Beast Boy loves Raven
Wydanie polskie: brak informacji
Mandy to prawie 17-letnia córka Starfire, która nie znosi faktu, że jej matka jest superbohaterką. Dręczona przez groupies w szkole, dziewczyna nie dogaduje się z prawie nikim. Jej jedynymi przyjaciółmi są papuga i anarchista Lincoln. Dnie spędza na piciu słodzonej kawy, smsowaniu i potajemnym wzdychaniu do najpopularniejszej dziewczyny w szkole. Wszystko się zmienia, kiedy niedokończone sprawy matki spadają na głowę nastolatki.
Ilustracje w powieści są bardzo kolorowe i wyraziste. To pierwsze dzieło Yoshitani, z którym miałam do czynienia, i niestety muszę przyznać, że rysunki w najlepszym wypadku są okej, a przez większość czasu wyglądają po prostu kiepsko. Obrany przez nią styl nie bardzo pasuje do opowiadanej historii, widać także niedociągnięcia w warsztacie. Zdarzają się także niedociągnięcia i głupotki w stylu cień kaptura Raven nagle staje się maską. Dużo o poziomie graficznym mówi nam fakt, że ze wszystkich postaci najlepiej wygląda Bestia (który na łamach komiksu ludzką postać przybiera tylko raz) oraz kolega Mandy, Lincoln, który chyba miał być nowym Bestią, ale coś po drodze nie wyszło. Jedynym pocieszeniem dla zmęczonych oczu jest krótka zapowiedź Beast Boy loves Raven, dołączona na końcu.
W trakcie czytania naprawdę starałam się znaleźć coś, co mogłabym pochwalić – ale jedyne, co wpadło mi w oko, to kilka nawiązań do kreskówki z 2003 roku. Rozpoczynając od bohaterów, poprzez fabułę i samo zakończenie, każdy element komiksu jest chaotyczny, nieprzemyślany i źle poprowadzony. Zamiast konkretnego scenariusza przypomina bardziej nieprzeredagowane opowiadanie, napisane przez autorkę w trakcie wczesnego okresu dorastania, w którym to jej postać jest najlepsza, najfajniejsza i tylko ona ma rację.
Skoro już jesteśmy przy Mandy, to ciężko nie zgrzytać na nią zębami. Dziewczyna ma problem dosłownie ze wszystkim, począwszy od tego, że jej mama jest superbohaterką, po to, że wyraża ona zainteresowanie życiem swojej córki, nazywa też samą siebie Anti-Starfire. Groupies w szkole są złe, wybieranie studiów jest złe, a to, że Star postanowiła zrezygnować z ważnej misji, bo dowiedziała się, że Mandy ma problemy w szkole, to największe naruszenie jej prywatności jakie mogło ją spotkać. Jej pomysłem na życie, po tym jak oblała testy (przypominające naszą maturę) i zdecydowała, że nie pójdzie na studia, jest wyjazd do Francji, bo nie ma tam superbohaterów. Jako czytelnik miałam trudność jakkolwiek się z nią utożsamić czy jej współczuć, bo jej problemy w najlepszym wypadku są oderwane od rzeczywistości (dochodzi nawet do sytuacji, w której dziewczyna ucieka z domu, bo koleżanka, która do niej przyszła, wrzuciła fotkę na Instagrama z Tytanami). Próbując kreować wizerunek ofiary, Mandy jest jednocześnie opryskliwa, bucowata i nie posiada krzty współczucia dla innych. Dużą częścią jej problemów ze światem jest także brak mocy – pomijając już fakt, że ten brak mocy nie ma sensu, w trakcie fabuły Star wyjaśnia, że Tamaranie nie rodzą się z mocami, a te aktywują się w późniejszym okresie życia. Gdyby ktoś o tym powiedział bohaterce wcześniej, cała historia nie miałaby miejsca.
Mandy na każdym kroku antagonizuje Starfire, co nijak nie pomaga ocieplić wizerunku nastolatki. Star w komiksie nie oczekuje od córki, że ta będzie superbohaterką, poświęca jej czas i uwagę, martwi się o nią, a kiedy ta nie chce rozmawiać, pozostawia jej wolną przestrzeń i pozwala decydować o sobie. Mimo to jest pozowana na tą złą matkę, która kompletnie nie zna swojego dziecka. Problem polega na tym, że sytuacja wygląda zupełnie inaczej, bo tak jak Star stara się być zaangażowana w życie córki, tak Mandy np. nie wie, ile matka ma lat i czy w ogóle obchodzi urodziny. Jako fankę Tytanów boli mnie fakt, że najbardziej przyjazna i dobra osoba z drużyny została potraktowana w taki sposób przez autorkę.
O reszcie bohaterów nawet nie będę wspominać, bo są kartonowi i jedyną rolę, jaką mają do wypełnienia, to pchanie fabuły do przodu. Do tej grupy zalicza się zarówno najlepszy przyjaciel Mandy, jak i osoba, w której ulokowała swoje uczucia (i której, choć bardzo chciałam, nie byłam w stanie zapamiętać imienia).
A skoro już jesteśmy przy fabule, to w tym momencie na usta pcha mi się porównanie jej do fanfikowych tworów publikowanych w zamierzchłych czasach na onetowskich blogach. Uważam to jednak za bardzo krzywdzący stereotyp, bo historie fanfikowych twórców są o wiele bardziej przemyślane i spójne pod względem logiki i ciągłości wydarzeń niż to, co zostało wydane przez DC. Historia rozpoczyna się nam w momencie, w którym Mandy wychodzi w trakcie testów, automatycznie je oblewając, i zamiast na studia decyduje się wybrać do Francji. Dziewczyna ukrywa złe wyniki przed Starfire, poświęcając się romansowi z koleżanką z klasy (która, jak to bywa w tego typu historiach, przechodzi od obojętności do kompletnego zakochania w ekspresowym tempie). W tle mamy również anarchistę Lincolna, najlepszego kumpla Mandy, którego najbardziej anarchistycznym aktem jest sam fakt, że istnieje. Kiedy w końcu dochodzi do konfrontacji Star i Mandy, kłótnię przerywa im Blackfire, która pojawia się nie wiadomo skąd i porywa młodą, by ta starła się z nią w walce o władzę na Tamaranie. Jak przystało na tak ważne wydarzenie, walka odbywa się na szkolnym boisku przy pełnych trybunach. W trakcie walki do Mandy błyskawicznie dociera, że tak naprawdę jej mama była cały czas tą dobrą, a uśpione do tej pory moce pozwalają rozłożyć na łopatki złą ciotkę, która „jest na tyle potężna, że mogłaby pokonać samą Starfire”. Historia kończy się dobrze, pod warunkiem, że kibicowaliście głównej bohaterce – Mandy przestaje farbować włosy, umawia się na randkę i zostaje superbohaterką, postanawia także podejść ponownie do testów i spróbować dostać się na studia. Klisza na kliszy kliszą pogania, a dziury w tej historii można by zalewać betonem.
I am not Starfire to jeden wielki chaos, a czytelnik podczas lektury zadaje sobie nieustannie jedno pytanie – po co to wszystko? Do kogo tak naprawdę skierowany jest ten komiks? Komu mogłabym go polecić? Nie mam pojęcia. Opis na okładce sugeruje przedział wiekowy 13-18 lat. Problem jest taki, że nastolatki przed 15 rokiem życia nie będą w stanie utożsamić się z problemami starszej bohaterki (plus jak na książkę z tego gatunku pojawia się w niej bardzo dużo przekleństw i środkowych palców), a starsze osoby mogą co najwyżej powywracać oczami nad jej nielogicznymi decyzjami i spłaszczonym konfliktem. Fani Starfire nie dowiedzą się o tej postaci nic nowego, a ci, którzy czytają dla Tytanów, dostaną wylewu podczas lektury i pochichotają nad „bardzo subtelnym” przekazem płynącym z historii. Graficzne świry mogą rwać sobie włosy z głowy nad niektórymi kadrami, a poszukiwacze memów nie znajdą nic wartego uwagi. Nie wiem, do kogo ta książka była kierowana i podejrzewam, że jedynym targetem była tutaj sama autorka historii.
Podsumowując: istnieje bardzo małe prawdopodobieństwo, że ta historia przypadnie wam do gustu. W najlepszym wypadku I am Starfire to mierny zbiór odzywek, które autorka chciałaby rzucić w twarz nielubianym osobom z liceum. Jeśli to jest sposób DC na walkę o czytelnika z rosnącymi wpływami mangi, to ja im z całego serca życzę powodzenia.
PS. Na serio, nie warto tracić czasu na ten komiks. Zamiast tego w komentarzu podrzucę wam linki do dobrych, kontynuowanych bądź zakończonych historii o Tytanach, pisanych przez prawdziwych fanów. Idźcie, napiszcie im coś miłego i nich chociaż tyle dobrego wyniknie z tej karuzeli złych decyzji.
Za betę dziękuję Ravennie :)
Świetne! | 100% | [3 głosy] | |
Bardzo dobre | 0% | [0 głosów] | |
Dobre | 0% | [0 głosów] | |
Średnie | 0% | [0 głosów] | |
Słabe | 0% | [0 głosów] |
Ciągle działający Kruczy umysł pisany przez Ravennę: http://kruczy-umy...gspot.com/
Blog Rachie: http://teentitans...gspot.com/
Zakończona historia Megan: https://teentitan...gspot.com/
I zakończona historia Kibo: https://titansfut...gspot.com/
Oraz, rzecz jasna, wypociny Racheli w dziale na forum https://titansgo....post_67275
For, dzięki za darmową reklamę <3<3<3
Bądź co bądź, dziękuję za genialną recenzję For, reklamę wypocin też i miejmy nadzieję, że to ostatni paszkwil w tym roku
Wielu doświadczonych w branży krytyków ma inne zdanie na temat potrzeby tego typu produkcji. Nie widzą również problemów z jakością i wykonaniem zamierzonych pomysłów. Nie minie za wiele czasu, kiedy ta kolejna już z kolei piaskowa kula armatnia rozbije się o rosnącą w ameryce i europie popularność mangi i anime, a o porażkę geniuszu twórców zostaniemy posądzeni my - zwykli, ciężko pracujący ludzie, którzy oglądają filmy i czytają komiksy, żeby uciec od szarości i monotonni dnia codziennego życia - którzy będą wyzywani od najgorszych i gdyby nie gdyby nie "skoordynowane review bomby" i celowo trzymane węże w kieszeni przez pseudofanów, produkt okazał by się spektakularnym sukcesem.
Pomijając już same dziury w historii, walkę o władzę na Tamaranie zupełnie z dupy XD to z kim Star doczekała się tego dziecka, że wygląda jak wygląda i w niczym nie przypomina swojej matki? Jeszcze bardziej przeraziłem się gdy zobaczyłem ile ta historia ma stron... bo po recenzji byłem pewien, że to opowiastka na max 40, a nie 166 stron... Rysunki faktycznie słabe i niezbyt miłe dla oka, myślałem, że coś przegapiłem gdy zobaczyłem recenzję tego komiksu, ale już widzę, że się myliłem. Dobra robota! I dzięki za ostrzeżenie!
Edit: przemyślenia na sam koniec - coraz częściej mnie martwi jak to różni twórcy nie okazują szacunku materiałowi źródłowemu. A niestety stało się to już nagminną praktyką i częściej zdziwienie pojawia się już gdy coś jest wierne oryginałowi, niż gdy zachodzą kuriozalne zmiany. Trochę jest to smutne, tym bardziej, że za zmianami nie idzie jakość.