W tym roku obchodzone są 80-te urodziny jednej z ikon nie tylko komiksów, ale i całej popkultury – Supermana. Nikomu nie trzeba przedstawiać Człowieka ze Stali. Stał się on swoistym symbolem wydawnictwa DC Comics, kto wie czy nie większym od postaci Mrocznego Rycerza. Nic więc dziwnego, że DC kolejny jubileusz zdecydowało się uczcić nową animacją, o jakże charakterystycznym tytule - The Death of Superman.
Produkcja jest pierwszą częścią reinterpretacji komiksowej sagi stworzonej przez takie osobistości jak Dan Jurgens, Roger Stern, Louise Simonson, Jerry Ordway oraz Karl Kesel. Jeśli komukolwiek z Was przyszły do głowy skojarzenia z animacją Superman: Doomsday i spodziewacie się odgrzewanego kotletu – nic bardziej mylnego. Już tłumaczę dlaczego.
Przede wszystkim najnowszy film jest osadzony w DC Universe Animated Original Movies, a to w przeciwieństwie do swojego kinowego odpowiednika (mowa oczywiście o Extended Universe), ma się lepiej niż dobrze. Produkcja jest częścią animowanego uniwersum rozpoczętego przez film Justice League: The Flashpoint Paradox i kontynuowanego przez JL: War, JL: Throne of Atlantis, Son of Batman czy między innymi Justice League vs Teen Titans oraz Suicide Squad: Hell to Pay, w którym animacje wzorują się na stylu z The New 52.
Po drugie, na przyszły rok została już zapowiedziana kontynuacja pod tytułem The Reign of the Superman, która również ma swojego komiksowego odpowiednika. Te dwie rzeczy sprawiają, że mimo iż film wkracza na bardzo podobne tory co poprzednia adaptacja (wspomniane już wcześniej Superman: Doomsday), jest w rzeczywistości o wiele wierniejszą i bardziej rozwiniętą wariacją przygód „harcerzyka”.
W filmie oprócz Człowieka ze Stali pojawia się właściwie cała Liga Sprawiedliwości. I znajdziemy wśród członków również tych, których od jakiegoś czasu nie widzieliśmy. Mowa o takich postaciach jak Hawkman, Aquaman, Green Lantern czy nawet Martian Manhunter, który początkowo ustąpił miejsca Cyborgowi. Zresztą nie są to jedyne niespodzianki w całym filmie. Fani DC z całą pewnością je wyłapią i miło widzieć jak wydawnictwo sięga do swojego bogatego dorobku. Taki sprytny zabieg natychmiast wzbudza w widzach przywiązanie emocjonalne do bohaterów. Dzięki temu czuć, że nie jest to zamknięta opowieść sama w sobie, a raczej rozdział czegoś o wiele większego co z pewnością będzie rozwijane przez lata.
Produkcję można podzielić na dwie części: początek jest przede wszystkim wprowadzeniem do życia nie tyle Supermana, co Clarka Kenta. Wraz z nim pojawia się cały szereg postaci bardzo dobrze kojarzonych z Metropolis i Smallville, co sprawia, że Clark Kent w swojej 80-tej rocznicy wreszcie znów symbolizuje nadzieję i optymizm w tym „odrodzonym DCAU”. Druga część natomiast już o wiele bardziej skupia się na akcji. Doomsday w pełnej okazałości pokonuje członków Ligi i sieje chaos oraz zniszczenie po Metropolis. Zmusza to Supermana do podjęcia radykalnych kroków – nawet pomimo tego, że w walce zniszczona zostaje znaczna część miasta. Swoje momenty będzie również mieć Lex Luthor, którego postać została przedstawiona bardzo dobrze. Całość zamyka się w 80 minutach – standard dla DC. O ile w przeszłości mogłem mieć zastreżenia co do długości i generalnie skłaniam się ku temu by produkcje DC były dłuższe, to tym razem jestem zdania, że jest to złoty środek. Co prawda przydałoby się rozwinięcie kilku wątków obyczajowych czy niektórych relacji, jednak nie zapominajmy, że jest to superhero movie i wybór włodarzy WB z całą pewnością nie był przypadkowy, a sam w sobie raczej stanowi hołd dla bogatej stylistyki innych produkcji tego studia. Zresztą, nie ma w tym polu na co narzekać. Każdy dostał na ekranie swój czas.
Czy są jakieś wady? Z pewnością. Wliczają się do nich o dziwo wybory castingowe. Jest to dosłownie ewenement, gdyż nigdy nie miałem na co narzekać w produkcjach DC. W tym filmie kilka aktorów niezupełnie pasuje do postaci którym podkładają głos i z dużą dozą prawdopodobieństwa również to zauważycie. Nie jest to jednak coś co by zbytnio raziło w oczy. Mogło być po prostu lepiej. Myślę też, że w obliczu ostatnich kontrowersji jakim skłania się studio w ostatnim czasie w swoich produkcjach (głównie prezentowania przemocy i seksualności bohaterów) – zabrakło tutaj tego czegoś. Jest parę mocniejszych scen w których giną cywile, a krew jest pokazana całkiem dosadnie, jednak nie oszukujmy się. Wszyscy wiemy jakie będzie zakończenie tego filmu. I tutaj nie ma zaskoczenia. Superman umiera i z całą pewnością jeszcze wróci. Dlatego przydałaby się bomba w postaci śmierci Lois Lane czy śmierci dziecka – poza Jasonem Todd'em (który był relatywnie młody) nie kojarzę by ktokolwiek inny w podobnej kategorii wiekowej poniósł śmierć. Czy jest to plus czy minus, odpowiedzcie sobie sami.
Nie należy jednak zapominać, że całość jest hołdem w stronę postaci Człowieka ze Stali i jego klasycznych motywów.
Ta produkcja to doskonały miks między klasycznym uniwersum DC, a tym nowym. Nie tylko zaczerpnięto z bogatego kanonu, nawiązano także do już doskonale znanych scen. To co nie udało się w Tytanach doskonale się sprawdziło w tej reinkarnacji. Blue boy scout może być zadowolony.
Świetne! | 100% | [3 głosy] | |
Bardzo dobre | 0% | [0 głosów] | |
Dobre | 0% | [0 głosów] | |
Średnie | 0% | [0 głosów] | |
Słabe | 0% | [0 głosów] |