W zeszłym tygodniu ukazał się oczekiwany przeze mnie drugi numer CONVERGENCE The New Teen Titans. Zdradzę na sam początek, że historia spokojnie dorównuje numerowi pierwszemu, ale zostawia trochę niedosytu.
Jak wspominałem poprzednio, dużym atutem komiksu jest na pewno wkład Marv’a Wolfmana, dzięki któremu czuć od samego początku klimat serii. Drużyna jest dokładnie taka jak powinna być i pomimo niezgodności czy małych konflitków, każdy jest gotów stanąć murem w obronie innych i wesprzeć ich w odpowiednim momencie. Nicola Scott kolejny raz mnie nie zawiodła, choć nie wszystkim może przypaść do gustu jej styl rysunków.
Względem poprzedniego numeru zdecydowanie lepsze są postacie Kole i Jericho. Tym razem dostały kilka dymków więcej i to wystarczyło. O dziwo, mimo iż Jericho posługuje się językiem migowym to i tak został o wiele wyraźniej przedstawiony niż w zeszłym numerze.
Co jednak mi się nie spodobało? Ogólnie narzucony event Convergence. Niestety w tym numerze czuć, że został on jakby wepchnięty na siłę, w rezultacie czego fabuła jako tako nie zachwyca. Taki zabieg miał być pretekstem do przywrócenia Tytanów na karty komiksów – i tu fajnie, jak w przypadku wszystkich innych serii, to się akurat udało, jednak jestem zdania, że gdyby wyjątkowo dać starym twórcom okazję do samodzielnego rozpisania historii, bez zbędnych poleceń „od góry” to efekt byłby zdecydowanie lepszy.
Nie oszukujmy się, dwa numery czyli odpowiednik 50 stron to stosunkowo mało na rozpisanie historii. Tym bardziej zupełnie nowych postaci, a tak niestety było w przypadku Doom Patrol z innego wymiaru. Można więc zrozumieć niewyraźny zarys bohaterów, który okazali się chyba najsłabszym punktem komiksu. Nie zmienia to jednak faktu, że pod tym względem całość zostawia mieszane odczucia. Wracamy więc znów do tego samego punktu,którym jest brak swobody twórców. Przepis na sukces w moim odczuciu? Porządna, rozpisana na kilka numerów historia Wolmana wraz z połączeniem dzisiejszych rysunków. Dużo nie brakowało, ale przy kilku numerach mam na myśli 5-6, a nie 2. Jestem przekonany, że nawet z wątkiem Convergence gdyby całości poświęcić więcej stron, mielibyśmy do czynienia z jednym z tych komiksów, które na długo zapadły by w pamięci.
Podsumujmy więc całość: czuć tu klimat lat osiemdziesiątych, czuć tutaj przyjaźń jaka łączy drużynę, mamy także znakomite rysunki Nicoli Scott i pisarza kalibru Marv’iego Wolfmana. Z drugiej strony: niewyraźne Doom Patrol, wszechobecna (niestety) namiastka Convergence i nieduża ilość stron. Komiks pomimo swoich wad oceniam na dobry, ale niedosyt pozostaje. Bo mogło być lepiej.
Nie zrozumcie mnie źle – te dwa numery w moim odczuciu przewyższają nie o jedną, a o dwie głowy to co działo się w całej serii Teen Titans (V4), a momentami także w V5. Nastawienie jednak miałem troszkę inne. Może oczekiwania z mojej strony były zbyt wygórowane, ale kogo z Was zupełnie zadowoliło zakończenie? Wszystko przebiegło całkiem zgrabnie, ale chyba trudno uniknąć tu odczucia, że czegoś brakowało.
Warto wspomnieć, że taka historia jest całkiem przystępna dla nowych czytelników, jednak docenią ją w całości tylko pasjonaci. Nie ukrywam, ocena z mojej strony jest odrobinkę naciągana, ale inaczej nie sposób zrobić :) Tak więc, biorąc pod uwagę wykonanie obu numerów, stawiam znów 8/10.