Zobacz temat
 
Epickie cytaty z książek
Pokażmy, że książki też mogą bawić i rozśmieszać! Jeżeli mieliście okazję spotkać się z zabawnymi momentami czy wypowiedziami w powieściach, które czytaliście, cytujcie je tutaj ku uciesze wszystkich. Może nawet zachęcimy kogoś do ciekawej lektury. Gwiazdka :D

Na początek może ja najpierw dam, te które kiedyś sobie zapisywałam, bo innych musiałabym poszukać w moim książkowym zbiorze. Bestia :P W pierwszej kolejności garść tekstów z książki, którą czytałam jak byłam młodsza, czyli z "Buby" Barbary Kosmowskiej. O ile dobrze pamiętam było to we wczesnej gimbazie, mieliśmy w planach spotkanie autorskie z tą pisarką i nie żałuję, że przeczytałam jej dzieło, bo nagromadzenie humorystycznych scen jest dosyć spore. Gwiazdka :D

- Ryba!
- Czy ja dobrze słyszałem? Znowu ryba? W czasie wojny jadałem bardziej urozmaicone posiłki! O ile mnie pamięć nie myli, wczoraj też była ryba.
- Nie dziadku. Wczoraj tylko dzwoniła pani Karpowa.
- Co to za różnica! Nie znoszę takiej kulinarnej monotonii.


- Prawda, że Paweł wspaniale wczoraj wyglądał w telewizji?
- Wczoraj, kochanie, nie miałem programu.
- No to przedwczoraj. Tylko nasza Buba jest jakaś markotna. O co chodzi, kochanie?
- O to, że nie dostałam tygodniówki, a muszę opłacić składki na okna.
- Na okna? Nie macie w szkole okien?


- Niech się ojciec uspokoi z tym oglądaniem, bo mi ojciec wstyd przynosi.
- A to co?
- Motyw. Lasu. To jest, panie Henryku, taka ekobrocha.
- Eko co?
- Ozdoba. Nawiązanie do tradycji puszczy, lasu...Tu szczerość i odwagę...
- Odważna to pani jest. I silna. Targać taką gałąź w biuście...
- Tato! Czy ty musisz przy Bubie snuć swoje erotyczne fantazje?
- Za przeproszeniem. Z całym szacunkiem dla pani Mańczakowej, ale ona nie budzi i nigdy nie budziła moich erotycznych fantazji.


- Widziałaś to, co ja?
- Nie do końca. Ten dryblas to niby kto?
- Pojęcia nie mam. Pierwszy raz go widzę na oczy. Miał taką szeroką kurtkę, że zmieściłaby się pod nią cała kawaleria. Chyba nie jest uzbrojony, jak sądzisz?
- To Adaś. Mały Adaś Kunicki z przedszkola Buby.
- Tej Kunickiej od śpiewania?
- Nie. Tej od grania.
- Od grania na czym?
- Nie na czym, a w co! W totolotka.


- A wiesz, co mówiła ta od rzeźnika?
- Która? Ta z zezem?
- Mhm, właśnie ta.
- Więc co mówiła?
- Że jak się dorwała do Niebieskiego ptaka, to czytała do rana i mąż zabrał jej książkę, bo nic nie robiła w domu.
- Mamy jeszcze parę egzemplarzy. Trzeba jej zanieść. Ale co ty robiłaś, Bubo, u rzeźnika?
- Kupowałam... parówkę.
- Parówkę? Dlaczego parówkę?
- Bo lubię.
- Ale to takie nieeleganckie. Lubić parówki.


- Zatem czas na scenę?
- Nawet ładnie to ujęłaś. Na razie mam propozycję, żeby zagrać w jednym odcinku telenoweli Miłość i Lancet.
- Pierwsze słyszę.
- Bo jeszcze nie zaczęliśmy kręcić. Zaczynamy wiosną. No i do wiosny powinnam ważyć maksymalnie pięćdziesiąt kilogramów.
- To kogo masz grać? Lancet?
- Jedną z pacjentek, głuptasie. Będę leżała na szpitalnym łóżku z główną bohaterką.
- Jeśli ona też jest taka chuda, to się zmieścicie.
- Nie leżymy na tym samym łóżku, a w tej samej sali. Czy w tym domu wszyscy muszą być tacy dosłowni?


- Co ty robisz, Bubo? Bubo, wstań! Bubo, porozmawiajmy. Wiedziałam, czułam, że nie zdążę cię ustrzec, ochronić, uprzedzić... Mów, co bierzesz. Grzybki, amfetaminę, pochodne? Mów prawdę.
- Grzybki na pewno. Przedwczoraj zjadła pięć krokietów z grzybami, a ja tylko dwa.
- Gdyby ojciec zjadł pięć, też by leżał w dziwnej pozie. Poza tym to jest poważna rozmowa. Bubo, pytam cię, co bierzesz?
- Nic nie biorę! Medytowałam, to wszystko!
- Wczoraj widziałam takie "medytacje"! Pokazywali w telewizji, jak wyglądają medytacje po jednej tabletce "ufo". Ponoć ludzie robią tak nieobliczalne rzeczy...
- Najczęściej leżą na podłodze z oznakami paraliżu. A po dwóch też leżą, ale już bez jakichkolwiek oznak.
- Medytowałam. To nowa metoda, aby osiągnąć porozumienie pomiędzy ciałem a duchem.
- Czy wiesz, jak to porozumienie wygląda?
- Wiem, jak wygląda brak takiego porozumienia. ty jesteś tego najlepszym przykładem.
- Ja? Że niby nie mam komunikacji z własnym umysłem?
- To by się zgadzało. Rzadko rozmawiasz z rozumem, Marysiu.
- Bo często rozmawiam z tobą, ojcze.


- Tato czy wyglądamy z Bubą jak siostry?
- Nawet siostra Buby wygląda przy Bubie jak matka, a cóż dopiero ty! Jesteś, Marysiu, do czegoś podłączona.
- Zostaw! To discman! Niech ojciec uważa na moje uczesanie.
Dziadek: To ty się już uczesałaś? Myślałem, że jesteś jakoś źle do czegoś podłączona i stąd ten bałagan na głowie. Wyglądasz dość dziwnie.


- Myśli ojciec, że Marysia pójdzie w tym do ludzi?
- Nieee. Nie sądzę. Ponoć wybiera się do zoo. Na spotkanie ,,Ludzie pióra w klatce lwa''.
- To dlatego przebrała się za lwa?
- Tak, dlatego.
- Przecież całe miasto nas zna!
- Oj, trudno ci dogodzić. Zamiast się cieszyć, że nie do ludzi, to jeszcze kaprysisz.


- To, dziadku, twoja wina. Wzbudzasz we mnie tyle nieufności do ludzi, a potem wychodzę na idiotkę.
- Wyszłaś na krótki spacer, nie na idiotkę.


- Dlaczego tak spąsowiałaś, Marysiu? No, powiedz dziecko jaki jest powód twojego zawstydzenia?
- Niech mi ojciec da, do cholery, święty spokój!
- Bubo, porozmawiaj z mamą. Siedzi w przedpokoju ślicznie zapłoniona i nie wiedzieć czemu płacze.
- Mamo! Jesteś chora?
- To miało być turbo...Bezbolesne, ekspresowe, z gwarancją opalenizny w kolorze świeżej brzoskwini.
- Solarium?!
- Ładna mi gwarancja! Ale, Marysiu, nie jest źle. Uzyskałaś efekt świeżego pomidora. To przecież też zdrowe warzywo.


- A co dla nas wynika z faktu, że zmieniają tego prezesa?
- Nooo, może bezpośrednio nic, ale każdy Polak powinien mieć świadomość... wiedzieć... kto ma wpływ na jego emeryturę. Kanon ekonomicznej wiedzy...
- -cenzura- prawda, Bubo. Na ten przykład wpływ na moją emeryturę mają twoi rodzice i kropka! Nigdy nie wierz oszołomom.
- Mógłby się ojciec nie wyrażać! Wymyślono tyle pięknych słownych ekwiwalentów...
- Na kupę? Pierwsze słyszę, Marysiu. Podaj mi jakąś urokliwą nazwę kupy, a będę jej chętnie używał.
- Uspokójcie się! Tu się rozstrzyga nasza przyszłość, a wy o kupie.
- bo też taka będzie nasza przyszłość. Gówniana.


- Odprowadzę cię dzisiaj, Bubo do szkoły.
- Masz coś do załatwienia w mieście?
- Ależ nie, drogie dziecko. Mam parę spraw do załatwienia w twojej szkole. Zamierzam spojrzeć na oceny wnuczki i zorientować się, kto ją uczy. W dzisiejszych czasach...
- Babciu. Teraz tak się nie robi. Są wywiadówki...
- Nie ucz księdza pacierza. Jestem nauczycielką...
- Byłaś, Rito. Na nieszczęście tych bezbronnych istot, byłaś nią czterdzieści lat.
- I co?
- I wystarczy! Nie rób Bubie wsi.
- Jakiej wsi?
- Tak się tylko mówi. A jak pójdziesz do szkoły, to tak właśnie zrobisz.
- Ja? Zrobię wieś? Przedwojenna Jagiellonka...
- No właśnie. Jak się dowiedzą, że babka Buby jest z Jagiellonki, gotowi nasze dziecko załatwić bez mydła.
- Bez jakiego mydła?
- Tak się tylko mówi. Ale jak pójdziesz do szkoły, to ją załatwią.
- Nic nie rozumiem.
- Zawiść... Zawiść, Rito, wśród współczesnych pedagogów, nie tak dobrze wykształconych jak ty i bez kinder-sztuby, jest zjawiskiem nagminnym.
- Mhm. Więc w związku z tym?
- W związku z tym zapraszam cię na sernik po wiedeńsku. Damy nie powinny chodzić do pospolitujących się szkół.


- Wyprowadzasz się kochanie?
- Sprzedajesz komputer?
- Zła energia. Możecie go sobie wziąć.

Po dziesięciu minutach stos ,,złej energii'' urósł do przerażających rozmiarów. Salon zaczął przypominać stoisko AGD, które jest w trakcie dostawy nowego towaru. Obok komputera prężyła się dumnie matczyna wieża hi-fi, telefon, dwa halogeny, zegary na baterie, elektryczna waga, nowy telefon komórkowy - duma matki, a nawet depilator.

- Jeszcze tylko żarówka i masz, Marysiu, jaskinię.
- Biorę komórkę i depilator. Oddam je, Mario, bratu Benedyktowi. Jako symbol dnia.
- Symbol dnia?
- Brat Benedykt się depiluje?


- Wypraszam sobie takie imię.
- Ale to nie na panią tak będziemy wołać, tylko na kundla!
- Jak wszyscy będą ryczeć w tym domy ,,Dokładka!'', a ja będę znosić talerze pełne jedzenia...
- To jest Dokładka wielką literą.
- Ciekawe, jak pan wymawia wielkie litery.


Mam jeszcze zapisanych parę z innej książki, tylko muszę poszukać po folderach. Miłego czytania. xD

Parę cytatów z "Dywanu" Terry'ego Pratchetta. :3

Pismire był szczepowym szamanem, czyli rozsądniejszą odmianą kapłana. Prawie każdy szczep miał swojego, choć Pismire zdecydowanie się wśród nich wyróżniał.
Po pierwsze: mył się - a także wszystko, co miał - przynajmniej raz w miesiącu, co jak na normalnego człowieka było dziwne, a na szamana wręcz nienormalne, ponieważ uważali oni, że im coś brudniejsze, tym bardziej magiczne.
Po drugie: nie nosił piórek, kości, kamyków ani innych takich cudeniek i nie mówił jak pozostali szamani z sąsiedztwa. Pozostali z pasjami spożywali żółtawe grzybki rosnące w gęstwinach włosów i mówili mniej więcej tak: Hiiiijahjahheja! Hejahejajahjah! Hngh!, co było totalnym bełkotem, ale brzmiało magicznie. Pismire zaś mawiał mniej więcej tak: Prawidłowe obserwacje i staranna dedukcja przy jasno określonych celach są niezbędne dla powodzenia każdego przedsięwzięcia. Zauważyliście, że trompy zawsze przemieszczają się o dwa dni przed stadami sorathów? A tak na marginesie: jak mi który zeżre żółtego grzybka, to obiecuję, że długo to popamięta!, co zdecydowanie nie brzmiało magicznie.


- Zapomniałem wam powiedzieć o jednym: oni mają doskonałą pamięć. Pamiętają dosłownie wszystko, dlatego trudno jest im rozmawiać ze zwykłymi ludźmi.
- Nie rozumiem.
- Nie bądźcie zaskoczeni, jeśli udzielą wam odpowiedzi, zanim zadacie pytanie. Czasami nawet oni sami są wygłupieni przez własne talenty. (...) Pamiętają wszystko. Wszystko, co im się przytrafiło i co się przytrafi. Ich umysły pracują nieco tego... inaczej niż nasze i przyszłość oraz przeszłość są dla nich tym samym. Spróbujcie się skupić i zrozumieć, co mówią. Oni pamiętają wydarzenia, do których jeszcze nie doszło!
(...)
- Jestem Noral. starszy suszarkowy.
- A ja jestem...
- Wiem.
- My...
- Wiem.
- Było...
- Wiem.
- Jak?!
- Bo mi opowiesz po obiedzie.


- To, co tak piszczy, to mój braciszek. Dobrze: wpadamy i zabijamy, ilu się da!
- I to ma być plan? Może jeszcze dobry plan?
- Mnie się podoba.
- A w mieście jest parę setek mouli, tak?
- Mieszkańcy się nimi zajmą, gdy się dowiedzą, że wróciłem.
- A mają przypadkiem broń?
- Moule mają, wezmą od nich.
- Zginiemy tu i teraz! To nie jest żaden plan! To w ogóle nie jest żadna taktyka! To jest kupą i rżnąć, co popadnie!
- W kupie raźniej.
- Poza tym kupy nikt nie ruszy...


- Antiroc, oddaj koronę!

(...), natomiast nowo przybyli nie zainteresowali się nawet prawowitym władcą, lecz bez słów, za to z pełnym zdecydowaniem odebrali Antiroca z uchwytu Glurka i skierowali ku balkonowi.

- Nie możesz im na to pozwolić!

Tymczasem czterech Zwinnów złapało Antiroca za ręce i nogi i zaczęło bujać z całkowicie jednoznacznym zamiarem.

- Na trzy puszczamy! ...Raz...
- Dlaczego nie?
- Bo to twój brat!
- Racja. Moi mili, postawcie tego obwiesia na podłodze. Nie każę wam puszczać go wolno, bo się za długo znamy. Widzicie, mamy problem: nie jest właściwa sytuacja, w której poddani wyrzucają przez balkon krewnych panującego. To by się mogło okazać zaraźliwe...
- Doskonale.
- Wobec tego pozostaje tylko jedno: wyrzucę go własnoręcznie!
- NIE!
- Żartowałem.

Sądząc po minie, Brocando bynajmniej nie żartował.


- Jadę do Ware!
- Nie możesz nas zostawić! Jesteś wodzem. P.o., ale zawsze.
- Ware jest ważne. Gdyby nie Imperium, nadal bylibyśmy prostymi myśliwymi.
- Przecież jesteśmy prostymi myśliwymi, nie?
- Ale tego świadomymi! Gdyby nie to, latałbyś po włosach i nie wiedział, kim jesteś. Poza tym staliśmy się nieco bardziej skomplikowani, czyli wyrafinowani.
- Dobrze gada! Tera, panie, rzadko kto wali drugiego w łeb, jak go przekonać ni może. Tera, panie, to wincy wrzasku, znaczy się dyszkursji, niż jak żem był młody. Wtedy to, panie, w łeb i łod razu widać było, któren ma racje.


- Mogę odwrócić ten słoik? Nie lubię, jak zakąska się na mnie gapi...
- Przejdźmy do rzeczy. Co się tu dzieje? Straży na murach prawie nie ma, bramy pilnuje dwóch żołnierzy. Cyrk, nie obrona! Czy tu w ogóle do kogoś dotarło, że Imperium zostało zaatakowane?
- Jak nikt nie chce tego sera, to mógłbym się nim zaopiekować, gdyby mi go ktoś podał.
- Słyszeliśmy. Ale cesarz twierdzi, że Ware jest całkowicie bezpieczne. Tak najwyraźniej uważają ci jego nowi doradcy.
- Doradcy?! Jacy doradcy?
- Widział ich kto?
- Wątpię. Słyszałem, że generał Vagerus został zdegradowany za wezwanie legionów do stolicy. Oficjalnie nazwano to defetyzmem. A straże wokół pałacu nikogo nie wpuszczają.
- Został jeszcze jakiś ogórek?
- Oni tak właśnie działają: od wewnątrz. Tak jak w Karkołomie czy Wysoczyźnie.
- Ogórki? A to cwaniaki!
- Ale nie Ware. Nie wierzę! Nie tutaj!
- A kto by ich szukał w pałacu cesarskim?
- Prawdę mówiąc, też ich się w Karkołomie nie spodziewałem.
- Ciągle rozmawiamy o ogórkach?
- Tak... ale nie w Ware!
- Też bym tak twierdził na twoim miejscu. Wszędzie, tylko nie w Karkołomie.
- Prawie nikogo nie wpuszczają ostatnio do pałacu.
- To nie moze chodzić o ogórki!
- To co robimy?
- Na plasterki!
- Tak. Wiedziałem, że to się tak skończy... Ware tak jak całe Imperium było niegdyś wielkie i wspaniałe. Walczyliśmy o różne rzeczy, a gdy w końcu je zdobyliśmy, spoczęliśmy na laurach. Bez ochoty na dalszy wysiłek, bez krzty dumy! Mam dość! Sprawdzimy, czy faktycznie ,,nie w Ware''.
- No nie! co wy chcecie zrobić? We czterech napaść na pałac i wyciąć w pień wszystkie moule, jakie uda się znaleźć?!
- Doskonały plan! Cieszę się, że teorię mamy już za sobą. Taktyka strasznie mnie męczy. Chodźmy...
- To absurd, a nie żaden plan! To szaleństwo! Glurk, zawsze byłeś trzeźwo myślący: wytłumacz im to!
- Fakt, że zdurnieli... Najpierw skończymy jeść, a potem zaatakujemy pałac. Głodny źle się bije...


- (...) A co do zbrojnych, mamy wszystkich mniej niż tysiąc pięćset.
- Dojdzie trochę niewprawnych rekrutów, ale część wojska odejdzie, bo starców, kobiet i dzieci nie da się zostawić bez opieki. Wszystkich trzeba wyprowadzić z miasta, bo z tego, co widziałem w Tregon Marus, wynika, że kto zostanie, długo nie pożyje. A gdy się ich wyprowadzi, trzeba ich będzie pilnować.
- Nie trzeba. Wystarczy uzbroić kobiety.
- Żarty na bok! One nie wiedzą, jak się walczy.
- Nasze wiedzą!
- Taak? A z kim?
- Z nami.
- On może mieć rację... Moja babcia miała krzepę jak zapaśnik. Taki moul długo by leciał, gdyby go strzeliła na odlew w pysk.


Połączony z 04.01.2015 20:40:41:

"Gra o tron". Jestem w trakcie czytania tej książki. Gwiazdka :D Oto dwa wybrane momenty w akcji, które przyprawiły mnie o uśmiech na twarzy. Pierwsze najlepsze. Gwiazdka :D

- Kłamiesz! - powiedziała Arya. Ścisnęła pomarańczę tak mocno, że między jej palcami popłynęła strużka soku.
- Proszę bardzo, możesz mnie nazywać, jak chcesz. - rzuciła oschle Sansa. - Nie będziesz już taka odważna, kiedy wyjdę za Joffreya. Każą ci się kłaniać przede mną i mówić do mnie Wasza Miłość. - Wrzasnęła na widok rzuconej przez Aryę pomarańczy. Miękki owoc uderzył ją w sam środek czoła i opadł na jej suknię.
- Wasza Miłość, masz sok na twarzy.


- I tak już śpię za dużo.
- Sen leczy najlepiej.
- Myślałem, że ty.

Edytowane przez RDNoita dnia 2015-01-05, 00:30
dl.getdropbox.com/s/u4ue05bgn09v1b7/Raven_podpis.png


"- (...) Uczymy się z tym żyć. Lecz jeśli to jest bohaterstwo, to dlaczego czuję się taka zbrukana?
- Ponieważ jesteś tutaj. (...) Bohaterstwo jest czymś, czego gdzieś daleko dokonuje ktoś inny. W osobistym odczuciu jest tragedią."
Przejdź do forum: