Zobacz temat
 
Przeklęci (fragment) - Black
Chłopak biegł przed siebie z szeroko otwartymi oczami, uważnie badając wzrokiem okolicę. Każdy cień wydawał się podejrzany, każdy odgłos mógł nieść śmiercionośny pocisk, w każdym zaułku mogło czyhać zagrożenie. Ciemność nocy zdawała się pochłaniać wszystko dookoła. Nogi młodzieńca stale potykały się o jakieś złośliwe kamienie, które jakby na przekór próbowały mu utrudnić życie. Łapczywie wciągał powietrze do płuc, ignorując przy tym uciążliwy ból w lewym boku. Bał się, jak nigdy dotąd. Ba, nigdy jeszcze nie zaznał takiego przerażenia! Nie znał słów, które mogłyby opisać jego strach. Ktoś go od dłuższego czasu śledził – to było pewne, wcześniej przeczucie, a teraz całkowite przekonanie. Ktoś, kto raczej nie miał dobrych zamiarów.

Wracając z imprezy, nastolatek nie spodziewał się kogokolwiek spotkać tu o tej porze. A jednak się mylił. Teraz dokładnie sobie zdawał sprawę, że jeden błąd mógł go kosztować naprawdę wiele. Niestety wszystko niesie za sobą określone konsekwencje. Chłopiec chciałby, żeby to był jakiś zły sen, z którego mógł się w każdej chwili obudzić. Ale nie, to było brutalna rzeczywistość.

Była wtedy ciemna, na pozór spokojna noc, dość chłodna jak na tę porę roku. Zegar właśnie wybił północ, na co chłopak czekał ze wstrzymanym oddechem. Wiatr cicho zawodził i rozwiewał konary drzew, rzucając tu i ówdzie upiorne cienie, w których mógł zaczaić się nieznajomy. Księżyc, schowany za ciemne chmury, nagle, jakby na zawołanie, stracił swój blask. Nastał mrok, jedynie wysokie latarnie gdzieniegdzie oświetlały ponurą, opustoszałą ulicę. Nie liczył na niczyją pomoc, gdyż mało kto ośmielał się wyjść o tej porze na zewnątrz – zwłaszcza teraz, gdy nie było tu bezpiecznie. Nastolatek nigdy dotąd nie wierzył ani w przesądy, ani w plotki, choć teraz nie był taki pewien swoich przekonań. Nieraz obiły mu się o uszy pogłoski o tajemniczych nieznajomych, w każdą pełnię pojawiających się w tym niewielkim miasteczku. Ponoć z każdym ich przybyciem znikali ludzie bądź umierali z niewyjaśnionych powodów. Każdy w miarę rozsądny człowiek przebywał w tej chwili w swoim ciepłym, na pozór bezpiecznym domu i nie miał żywnego zamiaru go opuścić. Mimo to miejscowi tej nocy nie mogli usnąć, tak jak gdyby wyczuwali, iż coś zwisało w powietrzu. W jednym z okien drgnęła firanka. Chłopiec zerknął w tamtym kierunku, lecz nie dostrzegł już niczego. Całkowicie wyczerpany z sił oparł się plecami o ścianę jednego z budynków. Otarł strużkę potu, powoli spływającą po jego skroni.

Wycie wiatru raptownie ucichło. Nastała nieprzyjemna cisza, zaraz jednak przerwana odgłosem kroków, które jeszcze przez chwile niosły się echem. Z mroku wyłonił się zniekształcony cień, a za nim podążył drugi. Młodzieniec wstrzymał oddech, ujęty tą sprawiające niesamowite wrażenie sceną, rozgrywającą się na jego oczach. Uważniej się przyglądając, dostrzegł dwóch zakapturzonych, wysokich mężczyzn. Dzięki długim, czarnym płaszczom świetnie wtapiali się w ciemność nocy. Gdyby nie gęsta mgła, czy może poświata unosząca się wokół nich, byliby wręcz niedostrzegalni dla ludzkiego oka. Dziwny był także sposób poruszania się nieznajomych. Mogłoby się wydawać, że mężczyźni unoszą się kilka centymetrów nad ziemią. Jednak iluzję powodował ich spory wzrost.

Gdy przeszli obok latarni posypał się z niej deszcz iskier, a po chwili światło zgasło. Podobnie stało się z pozostałymi, dopóki nie nastała nieprzenikniona ciemność – ciemność, gdzie nawet najmniejszy płomień był największym źródłem światła.

Chłopiec w następnym momencie zorientował się, że spiczaste, lodowate palce zaciskają się na jego szyi. Szarpnął się mocno, z całych sił, niestety na nic. Próbował krzyknąć, ale nie mógł. Bezlitosny oprawca nie dawał za wygraną. Kościste ręce zaczęły go ciągnąć w tył, tam gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się ściana. Organizm domagał się tlenu, lecz nastolatek już nic nie mógł zrobić. Łzy zrezygnowania i porażki spłynęły po jego rumianych policzkach, niosąc przyjemne ukojenie dla żaru, panującego w jego wnętrzu. Wiedział, co go czeka, ale nie potrafił zrozumieć, dlaczego spotkało to właśnie jego – a przecież było tylu innych ludzi. Dlaczego nie ktoś inny? Dlaczego? Za co? Co takiego zrobił, żeby musieć odpokutować za to w taki sposób? Gdyby zrezygnował z imprezy, mógłby spokojnie oglądać w tym czasie telewizję. Gdyby wrócił do domu inną drogą, być może nie spotkałoby go to. Gdyby… Prawda była taka, że nic nie trwało wiecznie. Niestety. Należało się z tym pogodzić, chociaż było tak trudno. Za każdym razem przeganiał od siebie tę myśl, że ona kiedyś przyjdzie, odbierze mu to, co było tak cenne. A teraz stał w jej obliczu, spoglądał w jej oczy, zadające nieopisany ból. Nie wiedział, czy tylko mu się przywidziało, czy naprawdę zobaczył błysk wielkiego noża. Mocno zawirowało mu w głowie na samą już myśl. Poczuł ogromne cierpienie, kiedy zimne ostrze przeniknęło przez jego serce. Poczuł w ustach smak krwi. Zaraz potem powieki nastolatka swobodnie opadły, aby nigdy więcej się nie podnieść. Nawet nie zdążył się zorientować, kiedy to nastąpiło. Trwało zaledwie moment, krótką chwilę, niosącą w sobie tyle żałości. Pogrążył się we wiecznym śnie, z którego już nic nie mogło go zbudzić.

Gdy nad horyzontem zajaśniał pierwszy promień słońca, rozwiewając wszelki mrok i niebezpieczeństwo, a także nieprzyjemne wspomnienia z minionej nocy, tajemnicze postacie zniknęły. Ślad po nich zaginął.

Do czasu...

Dodane przez black, dnia 24.04.2011, 19:49.
Przejdź do forum: