Zobacz temat
 
Call Girl - Lavender
Telefon o drugiej nad ranem nie był tym, o czym Robin marzył.
Jednakże odebrał.
Mgiełka senności pozwoliła mu zrozumieć ze słów komendanta Barneya – Jedynego, który chętnie współpracował z tytanami. - Że będą musieli kogoś ochraniać.
Lider rozłączył się z komendantem bez pożegnania.
Brak cierpliwości miał się na nim okrutnie zemścić już następnego dnia.


*
Poranna kawa była przyjemnie gorzka i rozbudziła Lidera na tyle, by przypomniał sobie o nocnej rozmowie.
Oddzwonił do komendanta.
Tytani mogli obserwować, jak na twarz Robina robi się najpierw biała, następnie przechodzi od jasnego różu do ciemnego burgunda, by po chwili znów zbladnąć.
Gdy odłożył telefon, kazał wszystkim obecnym słuchać. Głos miał, jakby mówił o czyjejś śmierci – bo i w istocie tak było.
- Jak wszyscy wiemy – Zaczął powoli. - W mieście panoszy się psychopata który zabija młode dziewczyny. Przyjedzie tu... Jego niedoszła ofiara. - Wydukał. - Mamy ją chronić, bo morderca może chcieć ją znów dorwać.
Bestia zbladł, Raven zbyła wszystko wzruszeniem ramion, na twarz Gwiazdki wstąpił uśmiech, a Cyborg...
- Jakim cudem uchroniła się przed atakiem od tyłu? - Spytał dociekliwie.
Lidera też to zastanawiało. Ofiary zawsze dostawały cios nożem w plecy, nie mogły się obronić. Albo ta dziewczyna miała mnóstwo szczęścia, albo usłyszała sprawce. Miał zamiar przesłuchać ją przy sposobności.
- Sam ją spytasz, właśnie tu jedzie.
Na tę wiadomość Gwiazdka wyleciała z kuchni, krzycząc coś o pokoju dla gości.
Raven wstała i włożyła kubek po herbacie do zmywarki.
- Więc ile dni zostanie? - Bestia nie okazywał zbytniego zainteresowania, a pytanie zadał raczej, by wiedzieć, jak zorganizować sobie czas.
- Kilka dni, póki policja nie zabezpieczy jej domu.
Gdy bestia wyszedł, zbywając odpowiedź wzruszeniem ramion, Raven odwróciła się do Robina.
- W tym jest jakiś haczyk. - Stwierdziła.
- Jest. - Przyznał lider.
- Jaki?
- Ta dziewczyna jest Call Girl.
Czarnowłosa wypuściła powietrze z głośnym świstem.
- Pozwolisz mieszkać tu... Komuś takiemu?
- Czuję, że będę tego żałował, ale już dałem słowo.

*

George Barney jechał w stronę Wieży Tytanów. Na siedzeniu obok spała dziewczyna która przeżyła atak Mordercy. Nie chciała składać oficjalnych zeznań ze względu na swoją profesję. Komendant miał nadzieję, że Robinowi uda się cokolwiek z niej wyciągnąć. Zerknął na jej złote włosy, pełne, duże usta I uśmiechnął się ze zrozumieniem – Tak ładna dziewczyna jak ona zarabiała krocie na tym, co robiła, gdyby zaczęła zeznawać, straciłaby swoje jedyne źródło dochodu I trafiła za kratki. Gdy wjechał na most zwodzony prowadzący do wieży, szturchnął ją.
-Lavender, wstawaj.
Uchyliła powieki.
- Jesteśmy na miejscu? - Wymruczała niewyraźnie.
- Dojedziemy za moment.
Nie minęła minuta, a byli już w podziemnym garażu.
Komendant zatrzymał samochód , zgasił silnik i wysiadł. Ona zrobiła to samo.
Zadygotała z zimna. Pomieszczenie było małe, pozbawione okien, a światło dawała tylko jedna lampa halogenowa. Nie było żadnego źródła ciepła, a ona miała tylko granatową, sięgającą do połowy uda sukienkę bez ramiączek , czarne szpilki, czerwony, lakierowany pasek, małą torebkę i makijaż. Żadnego swetra czy choćby jej ulubionego, krótkiego futerka ze srebrnego królika. Jej nagie nogi zatrzęsły się z zimna.
Komendant wyjął jej walizkę z bagażnika akurat wtedy, gdy otworzyły się drzwi.
Stał w nich czarnowłosy, wysoki mężczyzna w masce. Dziwnie kontrastowało to z dżinsowymi spodniami i zwykłą, szarą koszulką. Kobieta obok niego... Lavender dałaby sobie rękę uciąć, że gdzieś już ją widziała. Ta była posiadaczką długich, prostych, czarnych włosów, niebieskich oczu i kwaśnej miny. Była ubrana na czarno, łącznie ze sznurówkami trampek.
Komisarz pchnął lekko Złotowłosą w stronę drzwi, a Mężczyzna grzecznie zaprosił ją do środka.
Gdy jechali windą, powiedział jej na ucho:
- Nikt nie powinien wiedzieć jaki masz zawód, kłam, że jesteś modelką.
Przytaknęła.
Nikt nie wiedział, czym tak naprawdę sie zajmowała.
Winda ze zgrzytem zatrzymała się i otwarła.
Lavender weszła do przestronnego, jasnego salonu. Z jego okien rozciągał się wspaniały widok na ocean. Zaparło jej dech.
- Chciałabym tak mieszkać. - Wymsknęło jej się.
- Podoba ci się?- Odwróciła oczy do źródła niskiego, miło brzmiącego głosu.
Jego właściciel... czy on miał na sobie blachę? Była w mieście od kilku dni, a tu takie dziwy...
Wzięła głęboki wdech, by ukryć zaskoczenie.
- Nawet bardzo. - przyznała. Żywa reklama blacharza podeszła o niej i wyciągnęła rękę.
- Jestem Cyborg.
- Lavender. - uścisnęła jego prawicę i zrozumiała, że nie czuje impulsu energii, który zawsze towarzyszył jej, gdy dotykała ludzi w około, że ten metal był z nim trwale połączony i był jego ciałem.
Uch, to było dziwne uczucie.

*

Dostała "malutki" pokój gościnny.
Rudowłosa chichotka która kazała nazywać się Gwiazdką dokładnie tak go określiła.
Cóż, jeżeli pokój wielkości sypialni w apartamencie prezydenckim był mały, to jak wielkie musiały być te należące do Tytanów?
Spodziewała się, że spędzi kilka dni w dużym domu należącym do piątki ekscentrycznych ludzi, a okazało się że wylądowała w wieży o funkcjach obronnych wyładowanej luksusem zamieszkanym przez z Kosmitkę, Medium, gościa o ciele z blachy tytanowej, służbistę nigdy nie zdejmującym maski z twarzy i niepoważnym, zielonym głupkiem ze zdolnością o polimorfii.
Super, po prostu wspaniale. Nijak nie da rady wymykać się z wieży niepostrzeżenie – Monitoring i system alarmowy, kamery termowizyjne oraz działka strzelnicze rozmieszczone wokoło budynku i na nim czyniły to miejsce fortecą. Coś wspaniałego.
Już miała zacząć rozpakowywać swoje rzeczy, gdy ktoś zapukał do drzwi.
Otworzyła i ujrzała Gwiazdkę, ubraną w biały podkoszulek, niebieski, zapinany sweter, szare dżinsy i białe baleriny.
Ledwie zdążyła się odsunąć, nim Rudowłosa wpadła do środka.
Z szerokim uśmiechem postawiła na stoliku dwa parujące kubki z gorącą herbatą i półmisek czekoladowych ciastek.
- Pomyślałam, że będzie ci miło, jeśli ktoś powita cie ciasteczkami i czymś ciepłym do picia. - Gwiazdka posłała jej szeroki uśmiech.
Lavender nie umiała nie odpowiedzieć tym samym. Co prawda nie powinna z nikim nawiązywać bliższych relacji, ale Gwiazdce dobrze z oczu patrzyło.
- Jasne, że będzie mi miło.

*

Robin kręcił się po salonie jakby męczyło go zapalenie pęcherza moczowego.
- Opanuj się. - Raven, której cierpliwość zaczęła się już kończyć, spojrzała na Lidera zza książki.
- One siedzą tam już od... - Zerknął na zegarek. - Pół godziny!
- To nie długo.
- Musze jeszcze ją przesłuchać.
- Dziś?
- Tak. - Skierował się do windy
Raven patrzyła jak Lider pędzi popełnić głupstwo. Miała nadzieję że Gwiazdka nieco ostudzi jego zapał.
Kilka samotnych chwil później do salonu wpadł Cyborg, zataczając się ze śmiechu.
- Gar wywrócił się... Na bieżni... Przywalił w hantle... - Wykrztusił między salwami śmiechu.
- A co w tym zabawnego?
- Żebyś ty to widziała! - usiadł obok niej na sofie.
- Zaraz przyjdzie tu Robin. - Stwierdziła.
Faktycznie, przyszedł. A za nim niezadowolona Gwiazdka z pustymi kubkami po herbacie.
- Kiedy ja wezmę naszego gościa na przesłuchanie, Wy przeszukacie jej rzeczy, jasne? - Rzucił oschle i poszedł do siebie.
- Co on taki nerwowy?- Cyborg nawet nie krył zdziwienia.
- Ochrzaniłam go za to że nam przeszkadzał. - Starfire podniosła kubki w dłoniach, by pokazać, co robiły.

*



Ledwie Lavender skończyła układać kosmetyki w szufladach szafki nocnej, ktoś znów zakłócił jej spokój.
Popatrzyła na Robina, który bezczelnie wtargnął bez pukania.
- Chodź, porozmawiamy.
Gdy tylko wyszli, do pokoju wpadli pozostali tytani.
Bestia z sińcem na policzku i guzem na głowie niemrawo zabrał się za przeglądanie telefonu Lavender.
Raven obszukiwała szafkę nocną, Cyborg szafę a Gwiazdka dorwała się do jej podróżnej walizki.
- Patrzcie, ona ma obrączkę! - Kosmitka pokazała wszystkim znalezisko.
- Jej telefon jest czysty, ma tylko dwa odebrane połączenia od zastrzeżonego numeru. - Stwierdził cicho Bestia.
- U mnie też nic, najciekawszym znaleziskiem był szampon w dużej butelce i krem do suchej skóry. - Raven odeszła od szafki i zaczęła przypatrywać się obrączce. - Jak to możliwe, że...
- Ej, znalazłem coś dziwnego. - Cyborg pokazał wszystkim maleńkie, idealnie złote piórko.
- Może to z jakiejś jej torebki, albo innej rzeczy. - Zauważył bestia.
Victor pokręcił głową.
- Nie ma ani jednej rzeczy z piórkami w szafie.
Pokazał wszystkim podstawę pióra. W środku słupka wyraźnie widać było...
- Krew. - Stwierdziła Raven.

*

Noc w wieży nie była spokojna. Morderca znów zaatakował, kolejna dziewczyna padła jego ofiarą.
Ciało wylądowało w policyjnej kostnicy, a Lavender całą noc nie zmrużyła oka.
Ledwie nastał świt, przygotowała sobie zmianę bielizny, czysty ręcznik, żel pod prysznic, szampon, gąbkę i poszła wziąć prysznic. Ciepła woda nie złagodziła jej zdenerwowania. Po wyjściu z łazienki podreptała do pokoju gościnnego i włożyła na siebie ciemnoniebieskie dżiny, prześwitującą, czarną bluzkę i kamizelkę w takim samym kolorze. Do tego dorzuciła czerwone, lakierowane szpilki i duży, złoty pierścionek z pasującym do nich oczkiem.
Pociągnęła usta szminką i poszła do kuchni.
Zaspani Tytani ledwie zauważyli jej obecność. Bestia przeżuwał liść sałaty iście krowim ruchem.
Cyborg spał na kanapie pochrapując. Gwiazdka wędrowała od lodówki do szafek i blatu, powłócząc nogami.

- Cześć. - Wymamrotała, nieprzytomnie patrząc na Lavender. - Chcesz śniadanie?
- Nie mam ochoty, ale lepiej ci pomogę, bo zaraz pokroisz sobie palce.

*

Gdy wszyscy Tytani już spali, Lavender wybyła z wieży.
Skierowała się do najpodlejszej dzielnicy miasta. Znalazła małą, zapuszczoną uliczkę i stanęła przed pomalowaną na jaskrawą żółć studzienką kanalizacyjną. Stuknęła w nią sześć razy obcasem, wybijając określony rytm. Właz odsunął się, a ona zeszła po drabince do suchego kanału i zamknęła wejście, ciągnąc za przymocowany do włazu kołek. Nie przeszła nawet kilku kroków, gdy ktoś zastąpił jej drogę. Ciemność i kaptur kryły twarz mężczyzny przed jej wzrokiem.
- Czego? - Spytał skrzekliwy głos.
Zwinęła dłoń w pięść i uderzyła osobnika w twarz, aż padł nieprzytomny.
Całą drogę niż już nikt jej się nie naprzykrzał, choć mijała schowane w cieniu osoby.
W końcu dotarła do kraty, zza której słychać było muzykę i widać było słabe odblaski kolorowych świateł.
Uniosła ją do góry i przeszła pod nią. Zeszła pod drabince do nieczynnego zbiornika przeciwpowodziowego, wypełnionego dymem i światłem z kolorowych reflektorów. Służył przychodzącym za przedsionek do głównego wejścia do lokalu oraz palarnię. Przeszła obojętnie obok grupek palących i weszła do otwartej szeroko śluzy. Po jej drugiej stronie znajdował się Bar wypełniony kolorem i muzyką. Na ściany wyłożone były lustrami, które odbijały światła umieszczonych na suficie reflektorów. Wszystkie loże były zajęte. Tylko przy barze zostało jedno wolne krzesełko i to na nim usiadła. Osoba obok – Białowłosa dziewczyna o czekoladowej skórze poprawiła ciemne okulary i położyła na blacie baru złotą, benzynową zapalniczkę. Lavender wyjęła z torebki Papierosy, wyjęła jednego i zapaliła. Białowłosa zrobiła to samo.
- Ile czasu? - Spytała.
- Pojęcia nie mam, lepiej szukaj mi zastępstwa bo policja zabezpiecza mój dom, więc eskapady się skończą.
- Ty miałaś to zrobić.
- Widzisz, jak idiotycznie wpadłam.
- Masz oficjalne pozwolenie na wszystko.
Lavender parsknęła.
- Hu hu. Za dużo szczęścia na raz, powiedz ważniakom żeby sobie wsadzili procedury, bo pozwolenie jest wydane tydzień za późno.
Bez słowa wstała i wyszła z baru, zostawiając niedopałek i paczkę na barze.

*

Pierwszy wstał Robin i wziął się za szykowanie sobie późnego podwieczorku. Nim skończył jeść, przyszła Gwiazdka. Bez słowa jej też zrobił porcję. Gdy jedli, panowała ciężka atmosfera.
- Ukrywasz coś. - Stwierdziła.
- Skąd to przypuszczenie?
- Siedzisz zgaszony. Zazwyczaj próbujesz wyciągnąć mnie na randkę albo chociaż pytasz o samopoczucie.
- Wydaje ci się. Jestem wykończony, nie spałem całą noc.
Nie uwierzyła.

*

Lavender siedziała na łóżku, bawiąc się pierścionkiem na palcu. Wyraźnie na coś czekała.
Ledwie jej telefon zadzwonił, odebrała:
- Melduje się.
- Masz go?
- Nie, trzymają mnie w zamknięciu.
- Nie masz jak wyjść?
- Ta wieża to forteca, wymknęłam się po południu, ale tylko na kilka godzin. Pytałam o niego, ale nikt nie wie gdzie mógłby się ukrywać.
Warknięcie irytacji.
- Rozmawiałyśmy już o tym, zanim przyjechałaś do wieży.
- Tak, postaram się wymykać. W końcu dostałam pozwolenie! - Zadrwiła
- Zadzwonię w następnym terminie. - Sygnał urwanego połączenia.

*

Co prawda Cyborg kochał gry, ale kiedy Lavender zeszła na kolację, to nie umiał oderwać wzroku.
- Co jest? - Spytał Bestia, zaskoczony biernością kumpla w grze... Do czasu, aż ujrzał to co przyciągnęło jego wzrok. -C?
- Duże B. I całkiem nieźle... oprawione.
Gwiazdka też to zauważyła.
Szturchnęła Raven, A ta zerknęła na Lavender i prychnęła.
- Stanik jej prześwituje spod bluzki. Szczyt klasy i dobrego smaku. - Wzruszyła ramionami i zagłębiła się w lekturze.
- Wcześniej na to nie zwróciłam uwagi. - Westchnęła Gwiazdka.
Lavender korzystając z uwagi którą na nią zwrócono, zaczęła mówić:
- Muszę wyjść dziś wieczorem.

- Nie. - Stwierdził twardo Robin.
- Muszę. - Zrobiła "minę szczeniaczka".
- Nie wyjdziesz, coś mogłoby ci się stać.
- Ale...
- Nie! - Huknął lider uderzył kubkiem o blat stołu i wyszedł, powiewając metką przy koszuli.

*

Bestia usiłował domknąć mikrofalówkę. Bezskutecznie. Pot perlisty zrosił mu czoło, na twarz wstąpił wyraz ostatecznej irytacji, ręce zaczęły mu drżeć, aż w końcu w akcie desperacji uniósł lekko drzwiczki piekielnej machiny i mocno nimi trzasnął. Jakaż była jego ulga, gdy wreszcie sie zamknęły! Ustawił czas i temperaturę, po czym usiadł przy stole, tak by móc doglądać jak jego sos pomidorowy z pulpetami sojowo-warzywnymi nabiera odpowiedniej temperatury. Ale, gdy już szczęście było tak blisko, brakowało dwóch minut do końca, stała się rzecz straszna: Iskry pojawiły się wewnątrz mikrofali, sos zaskwierczał, po kuchni rozniósł się dym.
Urządzenie przestało działać. Bestia krokiem niepewnym zbliżył się. Nadzieje jego na smaczną kolacje okazały się płonne – Jedzenie było przypalone i pełne opiłek żelaza.

*

Cyborg niechętnie obejrzał mikrofalówkę.
- Do wyrzucenia. - Stwierdził.
- W czym ja będę sobie podgrzewać jedzenie? - Jęknął Bestia.
- Nie umiesz gotować? - Lavender uniosła wzrok znad telefonu.
- On nawet wodę przypali.
- Lavender, chodź, przebierzemy się! - Gwizdka przefrunęła przez salon. Robin wypuścił Lavender na zakupy, ale tylko pod warunkiem, że pójdzie z Gwiazdką. Od ich powrotu obie co chwila się przebierały.
Lavender położyła telefon na stole i wyszła.
Raven, stojąca dotąd przy kuchence, zaprzestała mieszania zupy i złapała jej telefon w dłoń.
Zaczęła czytać na głos ostatniego SMS-a:
- "Mówiłam ci że to nie był dobry pomysł, Mamo."
- Mamo? - Zdziwił się Cyborg.
Bestia uniósł brwi.
- Za młoda jest chyba na dzieci.
- Może nie tyle na dziecko jest za młoda, co na takie, które już samo umie korzystać z telefonu. - Zauważył Cyborg.
-Zaraz wrócę. - Raven wyszła z kuchni.

*

Lavender wpadła do kuchni wraz z Gwiazdką pół godziny później, ubrana w czarny podkoszulek, krótkie spodenki i sandałki na obcasie. Włosy spięła w wysoki kucyk.
- Zdążyłyśmy na kolację! - Ucieszyła się Gwiazdka, ubrana w szorty i koszulkę z krótkim rękawkiem. Nałożyła zupy sobie i Lavender, po czym obie dołączyły do siedzących przy stole tytanów.
- Gdzie Raven?- Spytała.
- Jestem. - Odpowiedziała ta, wchodząc do kuchni. Stanęła za Lavender i popatrzyła na jej kark.
- Ładny tatuaż. - przesunęła palcem po 3 ustawionych pionowo , sześcioramiennych gwiazdach. - Przypomnij mi, to oznacza stopień majora czy generała?
Lavender wypuściła ze świstem powietrze.
- Kiedy sie zorientowałaś?
- Znaleźliśmy piórko w twoich rzeczach. - Stwierdziła ponuro Raven. - Potem zauważyłam że nie jesz. Kiedy przeczytałam SMS-a od twojej córki, coś zaczęło mi świtać.
Tytani patrzyli na cale zajście szeroko otwartymi oczami.
- Powiedzieć im? - Lavender wstała od stołu.
- Lepiej pokaż.
Lavender zaczęła jaśnieć, aż wokoło niej zebrała się sfera oślepiającego światła Powietrze aż skwierczało od mocy, aż sfera pękła i wszystkim ukazała się Lavender.
Nie zmieniło się nic poza jednym szczegółem.
- O rzesz ty, skrzydła! - Jęknął Cyborg. W istocie, Lavender miała wielkie, złote skrzydła. Złożyła je wdzięcznie na plecach i posłała zaskoczonym tytanom uśmiech.
- Przepraszam za fatygę i żegnam. - Już miała wyjść, gdy zatrzymał ją Robin.
- Nie byłaś ofiarą mordercy, prawda?
- Tropię go od kilku tygodni. - przyznała.
- Oszukałaś nas! - Krzyknęła Gwiazdka.
- Prawda. - Przyznała Lavender. - Ale to polecenie służbowe.
Zdenerwowana kosmitka rzuciła w Anielice łyżką.
Robin złapał ją w locie.
- I co teraz zrobisz?
- Cóż, chyba będę musiała wykasować wam pamięć. - Zrobiła krótki gest w powietrzu, a wszyscy tytani usnęli. Raven była wyjątkiem.
- Ja nie zapomnę.
- Więc długo nie pożyjesz. - W Raven uderzyła znienacka kula energii.
Tylko refleks ją uratował ale uderzenie było na tyle silne, że pomimo tarczy straciła przytomność. Gdy się ocknęła, Lavender już nie było.


Dodane przez Lavender, dnia 11.03.2012, 17:45.
Przejdź do forum: