[Dzień Fanfików 2022] Oneshot Starcie Tytanek
|
|
Dodany dnia 2022-02-27, 07:55
|
|
Pamiętacie tę epicką walkę między Terrą a Raven w animowanym filmie “Młodzi Tytani: Zdradziecki pakt”? Nie? Uspokoję Was. To nie wasza pamięć jest tak słaba. To twórcy zawalili sprawę, pomijając scenę z takim potencjałem, ale oto pojawiam się ja, cała na czarno. Postanowiłam naprawić to haniebne zaniedbanie i samej napisać tę walkę. Efekt końcowy znajduje się poniżej. P.S. Za ewentualne uszczerbki na zdrowiu nie odpowiadam xP Nigra Sinn/Ravenna Mens Nabrałam powoli wdech, skupiając się na wypełniającej powietrze woni drzewa sandałowego. Jego zapach był najbliższy temu, który towarzyszył mi podczas medytacji na Azarath. Nic nie mogło jednak zastąpić kojącego zmysły aromatu krzewu jugandowego. Powoli otworzyłam umysł na bodźce napływające z otoczenia. Kompletną ciszę zakłócały jedynie pojedyncze, słyszalne z oddali huki i towarzyszące im ledwo wyczuwalne wibracje rozchodzące się po konstrukcji wieży. Terra trenowała już od kilku godzin. Zdążyłam odbyć pełną medytację, a ona wciąż wyżywała się na skałach. Gdyby Dick gdzieś nie wybył, pewnie już dawno kazałby jej przestać. Podeszłam do okna i westchnęłam. Nie mogłam rozgryźć tej dziewczyny. Miałam nieustające wrażenie, że wystawiała na widok tylko część siebie. Nawet jej umysł wydawał się odpowiednio uformowaną maską. Nie mogła jednak ukryć swojej niechęci do mnie. Czasami zdawało mi się, iż był to strach, że ją rozpracuję. Pokręciłam głową i odeszłam od okna, by wyjąć rattanowe pałeczki z olejków. Usłyszałam głośniejszy niż wcześniej huk, a podłoga zatrzęsła się mocniej. – Ta dziewczyna naprawdę pogrzebie tę wie… Podłoga zarwała się pode mną. Coś z niej wystrzeliło i zmiotło mnie na bok. Wylądowałam na ścianie i odbiłam się od niej z jękiem. Zamroczyło mnie. Przed oczami migały jasne plamy. Piszczało w uszach Spróbowałam się podnieść. Oparłam się na łokciach. Żebra pękały z bólu. Przez pisk przebił się chrzęst i kości po lewej stronie niemal trzasnęły. Przeturlałam się i padłam bez życia. Nie mogłam nabrać powietrza. Zmusiłam się do otwarcia załzawionych oczu. Terra stała nade mną z pogardliwym uśmiechem. – Pot… ven… – mówiła, ale jej głos ginął w eterze. – Tak… iwna… – Terra… – wycharczałam, z wysiłkiem unosząc się na rękach. – Hm? – Przekrzywiła głowę i spojrzała z politowaniem. – Jakieś ostatnie życzenie? – usłyszałam wciąż nieco niewyraźnie jej kpiący głos. – Co ty robisz? – spytałam, próbując zebrać chociaż minimum sił. – Jak to co, Raven? – odparła z teatralnym zdziwieniem. – Przecież to ty tak bardzo mi nie ufałaś. Na każdym kroku węszyłaś podstęp. I patrz, cóż za niespodzianka, miałaś rację. – Dlaczego? – wydusiłam, walcząc z palącym bólem. – Dlaczego was zdradziłam? – domyśliła się i prychnęła. – Chyba sobie żartujesz? Ledwo z wami wytrzymałam te miesiące – przyznała i kucnęła obok mnie. – Ale wiesz co? – Chwyciła mój podbródek i siłą uniosła go do góry, bym na nią spojrzała. – Slade obiecał mi, że sama będę mogła się tobą zająć – oświadczyła z dumą. – Więc czekałam cierpliwie, aż w końcu mogłam zrobić to, o czym marzyłam od samego początku – wysyczała z chorą satysfakcją, zacieśniając chwyt. – Pokonać niezwyciężoną Raven – wycedziła przez zęby. – Zdrajca – udało mi się wykrztusić. – Wiedźma – odparła i puściła mnie. Wyprostowała się. Moja jedyna szansa. Zamachnęłam się do podbródkowego. Z ziemi wystrzeliła łapa kruka, naśladująca mój ruch. Terra wyrżnęła w ścianę. Podniosłam się z jękiem. Chwiałam się, a obraz tańczył mi przed oczami. Tara już zbierała się z podłogi. Jej dłonie tonęły w żółtej poświacie. Płonące nienawiścią spojrzenie wbiła wprost we mnie. – Jesteś martwa – wysyczała i rzuciła się do przodu. Machnęła ręką do góry. W sekundę z podłogi wyrósł kolejny kamienny słup. Ominęłam go w ostatniej chwili, tracąc przy tym równowagę. Przeturlałam się przed gradem kamieni. Schowałam się za uszkodzoną ścianą, ledwo łapiąc oddech. – Oj, no nie bądź taka! – krzyknęła pretensjonalnie. – Wyjdź do mnie, zamiast chować się jak tchórz! Kolejna seria rozniosła w proch ścianę tuż nade mną. Próbowałam unormować oddech. Myśli pędziły jak szalone. Moc była zbyt rozproszona, by zebrać jej wystarczająco dużo. Nie byłam w stanie skontaktować się z Tytanami. Terra miała rację. Byłam martwa. – I gdzie ci twoi przyjaciele? – Jej głos był coraz bliżej. – Nikt cię nie uratuje. Jesteś zupełnie sama. Bezbronna – wycedziła tuż za ścianą. Zignorowałam ból. Skupiłam się maksymalnie. Nasłuchiwałam odłamków chrzęszczących pod jej stopami. Jej cień wyłonił się zza ściany. Dostrzegłam żółtą poświatę i w ostatniej chwili przeniknęłam na drugą stronę. Pojawiłam się za jej plecami. Mruknęła w zdziwieniu i obróciła się. Idealnie w moją rozpędzoną pięść. Zatoczyła się do tyłu. Nie czekałam. Rzuciłam się na nią, zasypując serią ciosów. Upadłyśmy na stertę gruzów i przetoczyłyśmy, szamocząc się. Poczułam kolano wbite pod żebra. Zgięłam się, jednocześnie uderzając ją głową. Rozległ się trzask. Podłoga rozstąpiła się pod nami. Resztką sił spowolniłam upadek. Zdążyłam obrócić się w powietrzu. Wylądowałam na Tarze. Stęknęłyśmy. W amoku przyszpiliłam ją mocą do podłogi. – Myślisz, że mnie to powstrzyma? – warknęła i oblizała rozciętą wargę. Nim zdążyłam otworzyć usta, rozległ się potężny huk. Szyba rozprysła się w drobny mak. Rozpędzona skała zmiotła mnie na ścianę. Zsunęłam się na podłogę i stęknęłam żałośnie. Poczułam metaliczny smak w ustach. Wyplułam gęstą ślinę wymieszaną z krwią. Wnętrzności płonęły żywym ogniem. Każdy ruch wywoływał wrażenie, jakby kości miały zaraz pęknąć na pół. – Jesteś taka żałosna – usłyszałam nad sobą. – Wy wszyscy jesteście żałośni. Banda dzieci w kolorowych strojach. Nie macie o niczym pojęcia. Z otwartymi ramionami wpuściliście do siebie szpiega – ciągnęła z kpiną. – Stety lub nie, Slade kazał mi dostarczyć cię żywą. Jej strój zaszeleścił i potężny cios spadł na moją głowę. Zaryłam twarzą w podłogę. Wciągnęłam gwałtownie powietrze razem z pyłem. Płuca zakłuły jeszcze większym bólem, do oczu napłynęły łzy. – Ale nie wspominał nic o tym, czy przytomną – dodała i posłała kolejny cios. Odbiłam się twarzą od podłogi. Pociemniało mi przed oczami. – Zajmie się wami osobiście. Nie miałam siły się podnieść. Krew spływała mi do gardła, utrudniając oddychanie. – Jeden po drugim, a ja będę patrzeć i napawać się upadkiem wielkich Tytanów – wysyczała i znowu uderzyła. Ogarniała mnie coraz większa rezygnacja. Nie miałam sił walczyć, ani utrzymywać moc w ryzach. Demon coraz śmielej wychylał się z cienia. Czekał na dogodny moment, by przejąć kontrolę. – Przestań – wydusiłam słabym głosem. Zaczęłam tracić kontakt z rzeczywistością. Nie byłam pewna, czy Terra posłała kolejne ciosy. Wszechogarniający ból objął moje ciało i umysł. Przebijała się tylko jedna myśl – przyjaciele. Musiałam ich uratować. – … Tytani… umrą – dotarło do mnie. Demon wypadł z cienia. Dostrzegłam jedynie krwistoczerwone oczy i szyderczy uśmiech, a za nimi wypisaną żądzę mordu. – Nawet ich nie tkniesz – wydarło się z mojego gardła. Jej pięść zatrzymała się na smolistej tarczy. Syknęła i odskoczyła. Powoli uniosłam się, nie czując bólu. Moc pulsowała w moim ciele, a w głowie szalała jedna myśl – rozszarpać ją na strzępy. – Ktoś tu się wkurzył? – stwierdziła z kpiącym uśmiechem. Wyprostowałam się, a kaptur spadł mi z głowy. Dopiero teraz dostrzegła pokryte czerwienią oczy. Drgnęła. Mina jej zrzedła i zrobiła krok do tyłu. – Ktoś tu się boi? – wycharczałam pogardliwie. Wyprostowała się i przywołała na twarz kpiący uśmiech, za którym chciała ukryć kłębiący się w niej strach. Demon wyczuwał jednak nawet najmniejsze lęki i podsycał je. Karmił się choćby cieniem obaw, które kiełkowały w ludzkich umysłach. – Zaufaliśmy ci – wysyczałam, a moje dłonie utonęły w buzujących kłębach energii. Uniosłam się nieznacznie nad ziemię. – A ty nas zdradziłaś. – Pochyliłam się w jej stronę. – To nie moja zdrada cię tak boli, przyznaj to, Raven – odparła z wyższością, jednak spięta i gotowa do ataku. – Chodzi o to, że to TY mi zaufałaś – dodała stanowczo i uśmiechnęła się triumfująco. – Zamilcz! - ryknęłam. Machnęłam rękami i ściana rozprysła się na kawałki. Tony gruzu zmiotły Terrę na bok i przysypały ją. Wygrzebała się błyskawicznie. Dyszała ciężko, ze skroni sączyła jej się krew. Oczy i dłonie rozbłysły na żółto. Gniew stłamsił strach. – Zaufaliśmy ci, a ty to wykorzystałaś. Nie zasługujesz nawet na cień litości! Wypuściłam rękę w jej stronę. Zza moich pleców wychynęła krucza łapa. Tara padła na ziemię i przetoczyła się. Druga łapa wyłoniła się ze ściany i chwyciła ją mocno. – Zadarłaś z niewłaściwą osobą – syknęłam i podleciałam do niej. Szamotała się w bolesnym uścisku. Chwyciłam mocno jej podbródek i uniosłam go, by na mnie spojrzała. – Daliśmy ci to, czego nikt inny nie dał, a ty nas wykorzystałaś. Jedyną martwą osobą jesteś tutaj ty – wysyczałam jadowicie i zacisnęłam pięść. Krucza łapa zacieśniła uścisk. Terra zawyła z bólu. – I to ja jestem tutaj okrutna? – wydusiła cienkim głosem. Chwyt zelżał nieco. Demon na moment skulił się niepewnie, gdy te słowa dotarły do mnie z pełną mocą. – Taka z ciebie Tytanka? – kontynuowała, gdy dostrzegła chwilę zawahania. – Tak kierujesz się tymi szlachetnymi zasadami? Co powiedziałaby na to drużyna? – ciągnęła z coraz większą mocą. – Nawet się nie waż! – warknęłam demonicznym głosem. – Nie masz prawa o nich mówić! Nigdy nie byłaś Tytanką! Nigdy nie zasługiwałaś na zaufanie! – Cisnęłam ją o ścianę. – Daliśmy ci wszystko, a ty potraktowałaś nas jak śmieci. Zawisłam nad nią, patrząc z obrzydzeniem. Nawet głęboko w środku mnie nie ostał się choćby cień litości. Przepełniała mnie demoniczna, ślepa nienawiść . – Daliście się oszukać – wydusiła słabo, kaszląc. Uniosłam ją za szyję do góry. – Zaufałaś mi – wycharczała. Próbowała złapać za niematerialną pętle zaciskającą się na jej szyi. Patrzyłam, jak miotała nogami w narastającej panice. – Traktowałaś jak przyjaciółkę – dodała ledwie słyszalnie. Jej słowa trafiły w sam środek. W najgłębiej schowaną tajemnicę, która była prawdą. – To cię boli najbardziej – wykrztusiła. Miała rację. – Przestań… – szepnęłam normalnym głosem. Przebłysk świadomości. Demon skulił się nie znacznie. Moment, w którym ponownie przejęłam kontrolę. – Tytani woleli mnie – powiedziała głośniej, czując słabszy ucisk na szyi. – Bo ciebie się bali – wysyczała. Nie mogłam znieść faktu, że mówiła prawdę. To nie ona była tu kłamcą. To ja okłamywałam siebie. – Gdzie podziała się twoja kontrola? Krwista poświata zniknęła. – Muszę ich uratować… – wymamrotałam. Oczy Terry rozbłysły na żółto. Nie zdążyłam zareagować. Z podłogi wystrzeliły kamienne ręce. Pchnęły mnie na ścianę i przyszpiliły. Zabrakło mi powietrza. Trzasnęły żebra. Pociemniało przed oczami. – Jesteś słaba i naiwna – stwierdziła. – Jak wy wszyscy. – Zacisnęła pięści i kamienne dłonie wbiły mnie jeszcze mocniej w ścianę. – Stanowicie nawzajem swoją słabość. Dusiłam się. Nawet demon osunął się w cień, niezdolny do obrony. Chciałam się sprzeciwić. Zawalczyć dla przyjaciół, ale opuściły mnie resztki sił. Traciłam kontakt z rzeczywistością. “Przegraliście” – usłyszałam, nim ogarnęła mnie ciemność. |
|
|
|
Dodany dnia 2022-02-27, 11:05
|
|
Art w avatarze: Joker from Persona 5 (official art) |
|
|
|
Dodany dnia 2022-02-27, 12:02
|
|
A dziękuję, dziękuję, mój fanclub przybył xD | |
|
Przejdź do forum: |